Salto Angel

DSCN1994Auyan Tepui Największy z płaskowyży ma 700 km kw. Czyli niewiele mniej od powierzchni całej wyspy Margarita. Po południowo zachodniej stronie góry znajdują się wioski indiańskie Kavac, Kamarata i Uruyen. (Skąd możliwe są wycieczki pod wodospad Salto Angel). Możliwe sa także trekkingi na czubek Auyan tepuy.

 

 

 

 

Salto Angel (1b)

Salto Angel – najdłuższy wodospad świata. Przeważnie do połowy zasłonięty chmurami. Ayan Tepui wznosi się na wysokość 2460 metrów. Zadziwiający relikt geologiczny płn.-zach Gran Sabany. Ma kształt prostokąta. Jego masyw składa się z trzech skalnych warstw o odmiennej barwie nałożonych jedna na drugą jak ogromne schody. Górna powierzchnia góry jest na wysokości występowania chmur i nieustannych deszczy. Woda żłobi liczne groty, jaskinie, kaniony i rzeki. Strumienie dopływając do krawędzi tworzą wodospady, w tym Salto Angel. Wg indian zwany Churun-Merun od rzeki Churun która płynie przez masyw po czym spada z hukiem z wysokości 912 metrów. Długość wodospadu wynosi 1005 metrów. Jest 17 x wyższy od Niagary. Rzeka Churun wpada później do Carrao, Carrao uchodzi do Caroni która spotyka się z Orinoko.

Nazwa pochodzi nie od anioła a od lotnika, poszukiwacza złota i przygód  Jimmy Angela. Wraz z 3 towarzyszami lądował 1937r przymusowo na skraju Auyan Tepui i stał się przypadkowo odkrywcą największego wodospadu świata. Awionetkę pozostawiono na górze schodząc 3 tygodnie pieszo do cywilizacji. Z wielkim nakładem wysiłków i kosztów ściągnięto ją w latach 60tych do muzeum w Caracas. W jej miejsu postawiono natomiast pomnik Bolivara. Okazuje się jednak że pierwszym człowiekiem który zobaczył i opisał ten wodospad wraz ze szkicem topograficznym, który przedstawił w Ciudad Bolivar był Wenezuelczyk Ernrsto Sanchez La Cruz 27 lat wcześniej. Z zawodu porucznik marynarki wojennej, ur. w Trujillo, z zamiłowania podróżnik i eksplorator selvy.

 

Podróż

Canaima (6)Nad wodospad nad Salto Angel wybieramy się z wioski Canaima, położonej nad laguną Canaima. Rzeka Carrao rozlewa się tu w jezioro, lagunę nad którą Indianie Pemon zbudowali wioskę. Mieszka ich tu ok. 3 tyś.  Nad jeziorem powstało również kilka luksusowych ośrodków hotelowych. Połączenie luksusu i dzikiej przyrody w pełnym wymiarze.

 

Nasz luksus kończy się jednak wraz z świdrującym dźwiękiem budzika o godzinie 3.30 nad ranem. Egipskie ciemności.. Ludzie jak cienie przemykają pomiędzy drzewami. DSCN1348Po zapachu śniadania dochodzimy do miejsca zbiórki. Do śniadania jednak daleko. Kawa i krakersy muszą nas zaspokoić przez najbliższe parę godzin. Posiłek zjemy w trasie. Wchodzimy na ciężarówkę i jedziemy do portu, skąd mamy rozpocząć rejs w górę rzeki. Port to jednak zbyt duże słowo. Skarpa gdzie zacumowane mają Pemoni swe czółna zwane curiara. Robią je ręcznie, wymagają nawet do 3 miesięcy pracy. Tymi łodziami popłyniemy nad wodospad. Dzielimy się na 3 podgrupy. Przewodnicy nas umiejscawiają wg wagi turysty. Na każdej z curiar siedzi po 8 osób. Na dziobie motorniczy ma swego pomocnika, który nie raz będzie wspomagać moc silnika siłą swych mięśni.  Zaczyna już świtać.

 

Wypływamy. Pojedyncze głazy wystają ponad wodę. Motorniczy umiejętnie lawiruje między płyciznami. Gran Sabana (20)Póki co stan wody w rzece Carrao jest w miarę wysoki. Opuściliśmy ostatnie zabudowania. Towarzyszą nam już tylko gęsto porośnięte brzegi rzeki i powoli wyłaniające się znad drzew  ogromne płaskowyże tepuy, najstarsze skały świata, liczące ponad 2 miliardy lat. Huk silnika jest dość mocny. Prędkość z jaką przecinamy wody rzeki rozchlapuje wodę na wszystkie strony. Ci którzy nie mają peleryn już się pogodzili że na sucho nie dojadą.. Kilkakrotnie opuszczamy łódź i idziemy brzegiem. Są to odcinki gdzie jest tak płytko że łodzie z pełnym obciążeniem nie przepłyną. Już „na pusto” rozpędza się pierwsza z łodzi i ślizgiem po kamieniach przechodzi na drugą stronę Gran Sabana (31)katarakty, potem druga. Motorniczy musi w ostatnim momencie podnieść śrubę silnika żeby jej nie uszkodzić. Ostatnia z łodzi nie umie się przebić. Słabsza moc silnika, większe obciążenie nie wiadomo. Po kolejnej próbie pokonania katarakty słyszymy trzask.. Szybko ta operacja się nie skończy. Śruba uległa szkodzeniu. Wyciągamy wszystkie rzeczy. Wkładamy zapasowy silnik. Udaje się. Cała operacja trwa godzinę.

Niedługo potem podpływamy pod pierwsze ściany płaskowyżu Ayan Tepuy. Jest ogromne. Ma 800 km kwadratowych, rozczłonkowane licznymi wąwozami ma bardzo nieregularny kształt. Podpływamy od północnej strony do jej „macek” wyciągających swe ramiona w naszą stronę. Jesteśmy w świątyni przyrody. DSCN1326Tutaj oprócz nas nikogo nie ma. Słonce, ptaki i szum wody. Gdy na chwilę milknie ryk silnika, mkniemy w idealnej ciszy. Po kilku godzinach wpływamy do jednego z dopływów Carrao – rzeki Churun. Jest niewielka, płytsza i niebezpieczniejsza.. Nie ze względu na nurt ale płycizny.. Pora sucha która trwa od listopada do kwietnia nie jest najlepszą porą roku na takie wyprawy.. Wiemy to choć wszystkich zaskoczył aż tak niski stan wody. Jest krytyczny.. Raz po raz wychodzimy z łodzi i pchamy ją przez płyciznę. Najczęściej curiarę opuszcza męska część naszego zespołu. Powtarzamy tą czynność kilkadziesiąt razy. Rej który w porze deszczowej trwa do 3 godzin przeciąga się u nas do 9,5 godzin.

Mijamy wielką skałę, która ma kształt kilkunastometrowego krokodyla, 4 głazy na szczycie wzniesienia to czterej strażnicy. Wiemy po nich ze jesteśmy już blisko.

DSCN1359Udaje się, dopływamy do celu. Wchodzimy po stromym zboczu i rozkładamy nasze hamaki. Kucharz przygotowuję dla wszystkich pieczonego kurczaka. Pierw jednak rzucamy się na butelki z wodą. Niektórzy są spaleni od słońca na czerwono. Nie czas jednak żeby odpoczywać. Zaraz po obiedzie kto ma siły wyrusza na trekking pod sam wodospad. Idziemy około godzinę przez dżunglę pełną lian i roślin tropikalnych. Pięknie, zielono i dziewiczo. Wspinamy się pod górę jakiś czas i w pewnym momencie wyłania się przed nami strumień wody spadający z prawie kilometra wysokości. Jimmy Angel ponoć zażyczył sobie aby jego prochy zostały rozsypane na wodospadem. Siadamy w zadumie na skalnej ławie. Wsłuchujemy się w majestat. Jestem wzruszony. W końcu udało się nam tu dotrzeć.

 

 

 

 


with no comments yet.